Gra Rodzinna w Dygowie

W pierwszą wiosenną sobotę tego roku harcerze z 75 Drużyny Harcerskiej GLOBINA z Dygowa zorganizowali rodzinną grę pod tytułem „Gminne legendy”. Celem gry było zapoznanie mieszkańców gminy Dygowo z legendami o opowiastkami dotyczącymi najbliższej im okolicy. Dzięki uprzejmości nauczyciela historii w naszej szkole Pana Roberta dotarliśmy do publikacji z bardzo ciekawymi historiami o gminie. Na grę wybraliśmy tyko kilka z nich, ponieważ niektóre były zbyt straszne dla dzieci. Uczestnicy po zapoznaniu się z daną historią musieli wykonać różne zadania trudne, łatwe i wymagające większej bądź mniejszej kreatywności  Zaskoczył nas jednak fakt, że o samym Dygowie niewiele mówiono w dawnych czasach. Nie mniej według nas najciekawsze gminne legendy to:

1. „Nad Parsętą niedaleko Świelubia, na łące – jak mówi przekaz – stolarza Kummrwa, znajdowało się oczko wodne, obecnie zarośnięte, w którym miała niegdyś przebywać rusałka czesząca swe piękne włosy, czym wabiła mężczyzn ku zgubie w bagnie. Według opowieści, kilku ludzi znalazło tu swoją śmierć, ale też kilku innym udało się uratować dzięki własnej przebiegłości i sprytowi”.

2. „Jak w wielu miejscowościach na Pomorzu, tak i w Świelubiu istniała Góra Czarownic, którą zwano tu świelubską Łysą Górą, bowiem w zamierzchłych czasach czarownice odbywały tu swoje zloty”.

3. „Powszechnie na Pomorzu występujący wątek tzw. dzikiego polowania znano także i w Świelubiu. W lokalnej wersji rozgrywało się ono na granicy łąk i lasów od strony Parsęty, gdzie słyszano krzyki, wołania i szczekanie psów: to odgłosy przechodzących tamtędy upiornych łowów z zaświatów”.

4. „Nie było wolno we wsi (Świelubie) wywozić w sobotę obornika. Opowiadano sobie, że kiedy dawniej jakiś chłop nie dostosował się do tego obyczaju i tego dnia wywiózł nieczystości z gospodarstwa, w jego wóz strzelił piorun i zabił mu konie. Przestrzegano też zakazu przygotowywania pożywienia i pracy w Wielki Czwartek, bowiem jak mówi przekaz – w czerwcu 1901 roku burze, które przyniosły ożywcze deszcze w okolicy, ominęły Swielubie, co było karą dla mieszkańców za złamanie zakazu pracy w święto”.

5. „Na granicy między Włościborzem a Karścinem, wśród krzewów olch i sosen, płynie mały strumyk, który nazywa się Łosia. Tutaj nie wszystko jest w porządku. Każdy mieszkaniec Włościborza odczuwa strach, gdy nocą musi iść albo przejechać przez most nad tym strumykiem. Pewnego jesiennego, niedzielnego wieczoru ogrodnik jechał z Włościborza ze swoja matką i żoną owczarza przez most do domu. Nagle po prawej stronie pojazdu ukazał się wielki, czarny pies, który biegł obok wozu, ciągle spoglądał na ogrodnika i wywieszał język ołowianego koloru. Ogrodnik chętnie uderzyłby psa batem, ale ponieważ wóz był niski, tego nie zrobił. Bał się, że pies mógłby go ugryźć w ramię. Pies towarzyszył im spory kawałek i zniknął potem na skrzyżowaniu dróg. Ogrodnik natychmiast zatrzymał wóz, obejrzał się za psem i zapytał o niego kobiety. One powiedziały, że żadnego psa nie widziały. W tym samym momencie, gdy ogrodnik zatrzymał się, żona owczarza zauważyła ciemny cień, który przesunął się niedaleko wozu”.

6. We Włościborzu znajduje się zabytkowy park, z którym też jest związanych kilka opowieści, między innymi „w miejscu gdzie rosną te (trzy) dęby, znajduje się mały kawałek łąki, z którego dawniej wydobywano torf. W jednym z wykopów potorfowych utopił się jakiś chłopiec i na pamiątkę tego zdarzenia miano zasadzić trzy dęby, z tym że jedno drzewo powaliła kiedyś burza”.

7. W Pustarach natomiast „wznosi się stromo tzw. Bukowa Góra. Jak mówi przekaz, najwyższy jej punkt tworzy podobne do kopuły wzniesienie, pośrodku którego rośnie około trzydziestometrowy buk. Ze szczytu wzniesienia roztacza się wspaniały widok na dolinę Parsęty, ale dawniej góra była o wiele wyższa, jednak zapadła się kiedy zawaliło się sklepienie grobowe dawnych władców Pustarów, znajdujące się pod jej szczytem”.

8. „Natomiast w Bardach wierzono, że gdzieś we wsi ukryty jest skarb. Wszystko zaczęło się dawno temu, kiedy miejscowemu sołtysowi, niejakiemu Henke śniło się, że na jego polu zakopane są jakieś bardzo cenne przedmioty. Oczywiście natychmiast przystąpił do poszukiwań, ale rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna. Owszem znaleziono coś na polu sołtysa, ale były to pokłady wapna. Wprawdzie nie był to skarb, o jakim sołtys śnił, ale i tak został zamożnym człowiekiem dzięki nawożeniu pól wapnem, co skutkowało lepszymi i większymi plonami. Jak mówi podanie, korzyści z eksploatacji złoża wapna odnieśli wszyscy mieszkańcy wsi. Przezywano ich nawet „świecącymi bardzianami”, bowiem mogli sprzedawać dużo zboża i niejednego świecącego talara przywozili z miasta”.

To jedne w wielu opowieści (według nas najciekawsze) o naszej gminie.

 

Text: pwd. Olga Korowacka

Zdjęcia: pwd. Milena Derlikiewicz